Moto-karetka, naleśniki i punkt widokowy na Phi Phi

Dzień drugi

Następnego dnia spaliśmy do oporu – w końcu mogliśmy sobie pozwolić na sen bez włączonego budzika. Przed południem poszliśmy na śniadanie przy porcie. Widząc jak Tajka robi naleśniki na gigantycznej ‘wooko-patelni’, nie mogliśmy się oprzeć, by ich nie skosztować. Ciasto z którego robiony jest naleśnik jest uprzednio przygotowane, w ubitej formie – przypomina to trochę porcję ciasta do pizzy. Po oderwaniu odpowiedniej ilości ciasta jest ono rozciągane na blacie do kwadratu o wymiarach mniej więcej 50 cm x 50 cm. Do środka dodawane są składniki takie jakie sobie uprzednio zażyczymy (ja wybrałem banan i nutellę), po czym jest zaklejany w kopertę i przysmażany z dwóch stron. Delikatne ciasto, w smaku może i przypominające odrobinę naszego naleśnika, ale jednak wyjątkowe – tego trzeba zasmakować, by poczuć różnicę 😉

Po śniadaniu wybraliśmy się na plażę po przeciwległej stronie wyspy. Po drodze jeszcze zobaczyliśmy jak wygląda na wyspie lokalny szpital oraz ‘karetki pogotowia’ – ten widok mnie rozwalił…

Schodząc dróżką do plaży kupiłem shake’a z gujawy, której też nigdy wcześniej w życiu nie zasmakowałem jako świeżego owocu (nie liczę soków o smaku chemii z chemią). Widok z plaży i sama plaża – dla mnie bomba!

Kilka chwil później wybraliśmy się na basen, który dla gości Don Chukit Resort był darmowy. Nie był to jakiś gigantyczny basen do pływania, raczej mały basenik, by móc się ochłodzić w upalny dzień. Uroku dodawał mu fakt, że był na skraju plaży, więc opierając się o jego brzeg, można było podziwiać morze i zalesioną, górzystą zachodnią część wyspy 😉

Popołudnie spędziliśmy spacerując po plaży, a później leżąc na kocu, poznając nowe smaki owoców. I tak na straganie wybraliśmy coś dziwnego, niewiadomej wtedy dla nas nazwy, czego nigdy wcześniej nie jedliśmy, a co później okazało się być pitają (dragon fruit). W smaku trochę nijakie, czerwona część owocu dużo smaczniejsza (przynajmniej dla mnie) niż biała 😉

Punkt widokowy na Phi Phi

Późnym popołudniem postanowiliśmy wybrać się na punkt widokowy, by stamtąd podziwiać zachód słońca. Bez butelki zimnej wody nawet nie wybierajcie się w tamtą stronę. Podejście jest bardzo długie a i wysokość 186 metrów n.p.m., którą pokonujemy, idąc właśnie z poziomu morza, robi wrażenie. Idąc zwykłym tempem, robiąc sobie na trasie 3 przystanki na odpoczynek, spokojnie wejdziemy na samą górę w około 30 minut. Żeby nie było tak cudownie, oczywiście musimy zapłacić za wejście na punkt widokowy. Nie jest to jakaś gigantyczna opłata, jak dobrze pamiętam coś ok. 20-30 ฿, co daje kwotę rzędu 2-3 zł. Idąc o takiej porze jak my, przygotujmy się na atak komarów, które niemiłosiernie kąsają. Niemniej jednak, dla takich widoków warto się poświęcić.

 

20 minut po zrobieniu powyższego zdjęcia było już ciemno. Gdy schodziliśmy dodatkową atrakcją poza komarami były przelatujące obok głowy nietoperze – jeden po drugim. Będąc na “poziomie zero” było od razu spokojniej, komarów i nietoperzy brak – za to nocne życie rozkwitło w najlepsze. Kupiliśmy pamiątki, zjedliśmy, napiliśmy się. W punkcie z biletami na prom i wycieczki, który był jednym z wielu na wyspie, kupiliśmy od razu bilety na jutrzejszy prom, który kosztował nas 200 ฿/os, a nie 300 ฿ tak jak ‘w promocji’ na Krabi.  Wykończeni poszliśmy się spakować i spać – następnego dnia o 10:30 musimy być już na promie do Phuket.

Wyprawa na Phuket

Rano obudziliśmy się około godziny 8. Jako że wszystko mieliśmy już spakowane, po szybkim prysznicu wyszliśmy z domku i wymeldowaliśmy się w recepcji. Poprosiliśmy jeszcze o przechowanie naszych bagaży na czas poszukiwania śniadania. Pozostawienie bagażu nie stanowiło najmniejszego problemu, dlatego poszliśmy coś zjeść, a później poprosiliśmy o pomoc ‘wózkarza’, który za 50 ฿  zawiózł nam bagaże do portu. Dzięki temu nie byliśmy przepoceni maksymalnie już na początku dnia, a temperatura już o godzinie 10:00 przekraczała 30*C.

Wchodząc na prom dostawało się naklejki, które pomagały w identyfikacji czy wsiadamy na dobry prom oraz czy w ogóle kupiliśmy bilet. Dodatkowo można było dokupić miejsce w pierwszej klasie, gdzie było więcej miejsca.

Około 13 będziemy na Phuket – chyba najpopularniejszym i najbardziej rozpoznawalnym zaraz po Bangkoku ośrodku turystycznym w Tajlandii.

Komentarze