Phuket – dzień drugi

Następnego dnia mogliśmy wyspać się. Prysznic, szybkie pakowanie i o 12 byliśmy już po wymeldowaniu z hotelu. Na szczęście mogliśmy zostawić za darmo nasze plecaki w hotelowej przechowalni, co ułatwiło nam spędzenie dnia w tym skwarze.

Mieliśmy wykupiony motel położony pieszo 10-15 min od terminalu lotniska na Phuket, ale stwierdziliśmy, że nie ma sensu tam jechać w ciągu dnia, bo nic tam nie ma. Zamiast tego woleliśmy spędzić ten czas do 17 na mieście, w międzyczasie szukając transportu z Patong w okolice lotniska.

Phuket – dzień drugi

Po wymeldowaniu poszliśmy do pobliskiego 7-eleven na szybkie śniadanie, a później na spacer po mieście i kupowanie pamiątek. Większy wybór i niższe ceny, niż te na Bangli, oferowały stragany w hali targowej, która jest położona nieopodal The Royal Paradise Hotel & Spa.  W jednym ze sklepów do jakiego weszliśmy zauważyłem coś dziwnego. Ni to stanik, ni to majtki. Zdejmuję to z wieszaka i przecieram oczy ze zdumienia – nakładka na pośladki, żeby były mniej ‘płaskoazjatyckie’, a bardziej ‘zachodnie’ – no cóż, taki swoisty push-up na tyłek. Widać,  w Azji trzeba uważać nie tylko na to, żeby nie nadziać się na ladyboy’a, ale i na inne pozorne piękności ;p Ceny butów takie sobie, porównywalne z naszymi targowiskami, to samo jeśli chodzi o t-shirty. O wiele lepiej robić zakupy w innych rejonach Tajlandii, gdzie ceny nie są robione pod turystów.

Patong Beach i szukanie taksówek

Następnie rozpoczęliśmy poszukiwanie taksówki o akceptowalnej dla nas cenie. Odległość pomiędzy hotelem a lotniskiem to około 35-40 km w zależności od wybranej trasy. Wszystkie taksówki napotkane na drodze chciały za ten kurs od 700 do 1200฿, co było dla nas ceną nie do zaakceptowania. Po długich poszukiwaniach, które przeplataliśmy wstępowaniem do każdego sklepu z butami i ubraniami jaki mijaliśmy po drodze (kobieta wie lepiej, co dobre ;p) udało się znaleźć przewóz za 200฿/os, co i tak przy cenie 400฿ było dwukrotnie tańsze od taksówki. Umówiliśmy się, że busik przyjedzie po nas do hotelu ok. godziny 17:30. Mając już zapewniony transport na lotnisko za pół ceny, mogliśmy pozostałe kilka godzin spędzić na plaży 🙂

Okolice lotniska – co warto, a czego nie.

Kierowca przyjechał trochę po czasie, ale jako, że samolot mieliśmy dopiero następnego dnia o 6 rano, bez stresu czekaliśmy aż się pojawi. Zapakowaliśmy nasze plecaki i ruszyliśmy w stronę lotniska, by po około 1.5 godzinnej podróży (korki i te sprawy) dotrzeć pod nasz motel – Pranee Mansion Airport. Polecam każdemu, jeśli będzie chciał mieć bazę wypadową blisko lotniska – stosunkowo tanio, czyste, przestronne pokoje, a i właściciel bardzo uczynny.

Czego nie polecam w okolicy? Restauracji “Sanambin Chicken and Rice”, która mieści się po drugiej stronie ulicy. Jest duża, przyciąga wyglądem, a na zamówienie czeka się ponad godzinę. Obsługa niemiła, a ceny jak na Tajlandię strasznie wysokie. Gdy po 40 minutach dotarł do nas nasz arbuzowy shake, okazało się, że jest z mango… Mówię, że chcieliśmy arbuzowy, a kelner się pyta, czy nie może być mango. No to ciągnę to dalej, że gdybym chciał mango, to bym zamówił mango, a chcieliśmy arbuza to poczekamy na arbuza. Po kolejnych 20 minutach shake przyszedł, a zamówiona kolacja nadal się robiła. Wcześniej kilkakrotnie pytaliśmy co z naszym zamówieniem, to słyszeliśmy, że ‘one moment’. W końcu wstaliśmy i wyszliśmy. Zapłaciłem tylko za napoje, bo nie miałem zamiaru spędzić drugiej godziny na czekaniu. Na szczęście nieopodal była otwarta mała knajpka z jedzeniem. Żadnego wystroju, dizajnersko 1/10 i po raz kolejny było widać, że od dobrobytu (to odnośnie tamtej  restauracji) niektórym się w dupach poprzewracało. Tutaj facet wyjątkowo miły, zrobił najlepszą porcję fried rice’a jaką było mi dane zjeść do końca naszego pobytu w Azji. Duża porcja, pyszne składniki, dolewał nam wody i z uśmiechem na ustach pytał czy smakuje. Za tę porcję zapłaciłem 5 zł! Podziękowaliśmy mu serdecznie za posiłek i obsługę, która od razu zmyła niesmak pozostały po wyjściu z tamtej restauracji. Po raz kolejny przekonałem się, że najlepsze jedzenie w Azji to te z ‘ulicy’. Restauracje wszelkiego pokroju omijajcie szerokim łukiem, bo jedzenie w nich nie będzie lepsze, a na pewno sporo droższe.

Wieczorem, szliśmy spacerem z motelu na lotnisko około 15 minut (na sam terminal, robiąc po drodze zdjęcia), ale stwierdziliśmy, że zamówimy taksówkę. Choć jest to tylko 800 metrów, to jednak przed nami długi dzień, a ciężkie plecaki w połączeniu z temperaturą i dużą wilgotnością sprawiłyby, że będziemy w samolocie i przez resztę dnia po prostu śmierdzieć i się kleić. Dlatego poszliśmy na stanowisko taksówek, oddalone od lotniska ok. 1km i pytamy, ile za kurs na lotnisko, który samochodem trwa około minuty. Od 200 do 400 ฿… Zdębieliśmy – za kurs 1 km tyle, ile zapłaciliśmy za trasę z Patong w okolice lotniska. W końcu jakiś koleś zgodził się za 100 ฿ (ok. 10zł) zawieść nas na lotnisko o 5 rano.

Poszliśmy uradowani spać, bo zostało nam z 3-4 godziny snu. Zdziwiliśmy się dopiero następnego dnia, gdy okazało się, że żadna taksówka na nas nie czeka. Nie polecam taksówek na Phuket, chyba, że jesteśmy w kryzysowej sytuacji. Na szczęście właściciel motelu sam zaproponował nam podwózkę za darmo (nie wiedząc nic o oczekiwanej przez nas taksówce), więc pojechaliśmy z nim i serdecznie podziękowaliśmy za fatygę.

Lotnisko na Phuket

Lotnisko stosunkowo małe, przypomina port w Pyrzowicach. Ceny w lotniskowych bufetach jak najbardziej europejskie. Kawa -12 zł, kanapka – 20 zł, mleko – 12 zł. Lekka przesada. Żegnamy się z Phuket – turystyczny, w mojej ocenie przereklamowany region Tajlandii, gdzie wcale nie jest tak pięknie jak na widokówkach, a jest o wiele drożej niż chociażby w stolicy. Gdybym drugi raz miał wybierać, to wolałbym zostać 2 dni dłużej na Phi Phi – tam było na co dzień tak, jak na pocztówkach i tego odebrać temu miejscu nie można.

A teraz lot do Bangkoku i przepakowanie plecaków… Jeszcze parę godzin i rozpocznie się kolejny etap podróży – Kambodża!

Komentarze