Od 2 listopada Wizz Air będzie latać z Katowic i Wrocławia do Agadiru. Ceny zaczynają się od 124 PLN jedną stronę i jak zawsze, na tańsze loty mogą liczyć posiadacze WDC (WizzAir Discount Club). To doskonała okazja by spędzić jesienny okres w ciepłym, słonecznym kurorcie.
Agadir leży w południowej części Maroka nad Oceanem Atlantyckim. Około 300 słonecznych dni w roku oraz 10 kilometrów piaszczystych plaż jest wystarczającym powodem by odwiedzić to miejsce 😉
Przedostatni dzień pobytu na wakacjach, to według mnie najlepsza pora na zakup pamiątek, lokalnych „słodyczy” (np. prażone chipsy z glonów morskich o smaku krewetek), ubrań, etc. Mamy już wtedy w miarę jasną sytuację dotyczącą pozostałej gotówki i wiemy na ile możemy sobie pozwolić – ma to szczególne znaczenie jeśli podróżujemy na własną rękę, a każdy transport i dzień organizujemy sobie sami 😉
Korzystając z okazji, że znajdowaliśmy się około 15 minut spacerem od stacji metra, postanowiliśmy, że wybierzemy się na Chatuchak Weekend Market – jedno z największych weekendowych targowisk na świecie. Czytaj dalej Chatuchak – jedno z największych targowisk świata→
Około godziny 11 rano byliśmy już w drodze do Pomniku Zwycięstwa, skąd przesiadaliśmy się w dalszą podróż. Mikrobusy dalekobieżne swój przystanek mają w części, na której znajduje się galeria handlowa przy pomniku. Koszt? ฿300 w jedną stronę (~35zł). Naszym celem była Ayutthaya, do której jechaliśmy około 1,5h. Na miejscu byliśmy już ok. 13 i w kilka chwil znaleźliśmy kierowcę tuk-tuka, który zgodził się zrobić nam objazdówkę za ฿500.
Co to za miejsce i dlaczego warto je odwiedzić będąc w Tajlandii? Czytaj dalej Ayutthaya – historyczna stolica Tajlandii→
Dziewiątego dnia pobytu w Azji, po porannym spacerze, wizycie w pralni za 3 zł i kilku przepłyniętych długościach basenach, po południu wybraliśmy się busem do centrum, by sprawdzić jakie autobusy i skąd odjeżdżają do sąsiednich prowincji, z których najbardziej interesowała nas Ayutthaya. Busy są tanie (na ogół ฿7-12, czyli ok. 0,80 – 1,40 PLN), ale komfort jest proporcjonalny do ceny biletu. Drewniana podłoga, jazda z otwartymi drzwiami, drewniane siedzenia i wentylatory przymocowane do sufitu (zwykłe, biurkowe!) zamiast klimatyzacji. Nam to nie przeszkadzało, wręcz było swoistą atrakcją, czymś dzikim i u nas niespotykanym 🙂 Autobus czasem nawet się nie zatrzymuje, tylko delikatnie zwalnia przy przystanku, by móc z niego dosłownie wyskoczyć, po czym przyspiesza i jedzie dalej. To trzeba po prostu zobaczyć 😀
Nie ma też szans, aby jechać na gapę – po wejściu do pojazdu od razu podchodzi do nas bileter i pobiera opłatę. Zresztą, szczerze mówiąc, chyba nikt nie chciałby w Tajlandii ryzykować spotkania z policją dla kilkudziesięciu groszy 😉